tag:blogger.com,1999:blog-50193498815818485062024-02-21T05:50:22.772-08:00POWIADAJĄ, ŻEWojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.comBlogger15125tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-45021636538966941732012-07-11T13:12:00.001-07:002012-07-11T13:17:00.199-07:00TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (5) - CZAS<div style="text-align: justify;">Tuż przed chwilą zastanawiałem się nad tym, po czym ludzie poznają upływ czasu. Mam na myśli 'poznanie' z gatunku tych przynoszących nagłe zaskoczenie. Raz, dwa, trzy, zauważasz ty! Najlepsza analogia, jaka przychodzi mi do głowy, to scenka, na której człowiek (ten uniwersalny model, którym może być kiedyś każdy z nas) pewno dnia nagle w zupełnie przypadkowy sposób (jakby jeszcze wczoraj było to nieprawdą) zauważa, że ma nadwagę. "Kiedy przytyłem? To niemożliwe!".<br />
<br />
Nie wiem, dokąd dokładnie zabrnąłem tą analogią, ale przyjmijmy, że upływ czasu i pompowanie tłuszczem dupska to niezwykle podobne mechanizmy.<br />
<br />
Jak to jest ze mną? Upływu czasu nie dostrzegam na razie w lustrze (może czasem stwierdzam, że moje zmęczenie wygląda inaczej niż kiedyś, jest mniej młodzieńcze, cokolwiek to znaczy), dostrzegam go za to w twarzy mojego Ojca. Wyraźniejsze niecki oczodołów, napuchnięte powieki, źrenice zadymione otępieniem, dziecinna powtarzalność, upartość, czasem - Mój Kochany Tato - nieporadność. Do tego wrażenie, że kurczy się (tylko policz nadmiar skóry, synu) i to dziwne uczucie, gdy naciąga na siebie spodnie, pochyla się, żeby zawiązać buty lub, słodki Jezu, zastyga w bezruchu, zamyślony, lekko zgarbiony, bardziej machnięty na płótnie po to, żeby ktoś naskrobał z tyłu na ramie "Słabość" niż rzeczywisty i namacalny.<br />
<br />
Starość to takie przyzwyczajanie się do bycia przeźroczystym już za życia. <br />
<br />
Czasem, gdy na to patrzę, wije się jakiś oślizgły stawonóg w moim brzuchu, jest gdzieś tam w żołądku. Może ten stawonóg to Czas, który budzi się tak samo, jak nagle budzi się we mnie świadomość jego upływu. I powiem Wam, że ta maszkara składa chyba wtedy jaja, tak na przyszłość, a ja wiem, że w tych jajach jest jeszcze zapas goryczy. Nie wiem tylko, jaka dokładnie to gorycz. Pytam czasem siebie: zachoruje? Umrze szybciej niż mógłbym to przewidzieć? Ten pierwszy wieczór, gdy jego - Mojego Taty - nie będzie, a ja przysiądę i zacznę przypominać sobie każdy moment, w którym zachowałem się wobec niego jak skurwiel (a bywało różnie), spadnie na mnie z taką siłą, że dół będzie górą, a góra dołem? Czy to jest w tych jajach, Maszkaro, w takiej postaci wyklują się twoje bękarty, Czasie? </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Jutro oficjalnie stuknie mi dwudziestka, a dopiero teraz - po latach! - zdałem sobie sprawę, że jednym z moich największych marzeń jest to dotyczące spokojnej (i wesołej) starości moich Rodziców. Starości, do której przemycę zapach niemowląt, ich pierwsze słowa i pierwsze świadome spojrzenia, te sztychy miękkiego światła, które wprawiają w osłupienie i podziw: <i>ono na mnie patrzy. </i>Marzę o przyjeżdżaniu do nich z żoną (Aniu, o Tobie mowa), przywożeniu dobrego jedzenia, sprzątaniu w domu i wokół niego, o udanym namawianiu ich na to, by jeszcze gdzieś się ruszyli, by siłowali się z tym cholernym życiem, które - co tu dużo mówić - drążyło ich niezwykle sumiennie, gmerało wewnątrz skalpelem, ucinało, odsysało, rezonowało cięższymi dniami aż w szpiku kości. Gdybyśmy byli maszynami, ich głowy czasem długo migotałby jak zepsute jarzeniówki. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">I oto mój horror, mój koszmar: czasem, nocą, boję się, że czas właśnie na to mi nie pozwoli, że marzenie to jest jednocześnie marzeniem o ucieczce przed nieuchronnością. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Poznaję wtedy nowy rodzaj bezradności. Stwierdzam, że w najgorszych kanałach, w najbardziej rozrośniętej, zapyziałej i pełnej ciemnych zaułków metropolii nie zgubisz się tak, jak zgubić możesz się w upływie czasu. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Czy to świadczy o tym, że czas mnie dopadł?<br />
<br />
Wypiłem pierwszy kielich goryczy i w efekcie zauważyłem, ile ich jeszcze może stać na stole? Trucizna wyostrzająca percepcję? Na pewno dopadnie mnie jutro, w ten niezwykły dzień zdmuchiwania świeczek, dzień (podobno) pełen radości. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pytanie tylko: kiedy zrobi to kolejny raz? </div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-65521629636096219882012-05-15T09:01:00.001-07:002012-06-20T07:05:07.964-07:00PRAWDZIWY WYMIAR ZWYCIĘSTWA<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div style="text-align: justify;">Ostatnimi czasy miałem przyjemność brać udział w turnieju o <b>Puchar Administratora</b> forum <b>Weryfikatorium</b>. Niezwykła impreza, niezwykły konkurs, niezwykłe pojedynki literackie i, rzecz jasna, nie licząc mnie (bo cóż ja robiłem w tak zacnym gronie?): niezwykli autorzy z osiągnięciami! Trzeba przyznać, że dobrym był pomysł na konkurs, w którym nie dość, że personalia uczestników są objęte ścisłą tajemnicą, to na dodatek śmiałkowie są dla siebie nawzajem jurorami. Nie zwyciężyłem (zwyciężył za to <b>Jacek Wróbel</b>, utalentowana bestia, gratuluję mu!), ale można powiedzieć, że sam udział był zwycięstwem, skoro organizatorzy dobierali uczestników, kierując się jednym jedynym kryterium: najlepsi z najlepszych. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><b>Pozostaje tylko pytanie: dlaczego ja wśród nich</b>? ;) </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Dziękuję za świetną zabawę i okazję do machnięcia kolejnego tekstu. <b>Nienawidzę Was za te pieprzone limity znaków, ale i tak jesteście wspaniali.</b> Oby więcej takich konkursów! </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pozostaje mi podrzucić Wam trzy linki. Jeden dość reprezentatywny (miło jest widzieć swój pseudonim w miejscach takich jak to): <b>Jarosław Makowiecki </b><a href="http://www.qfant.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=5688:horyzonty-wyobra%C5%BAni-zrzeszaj%C4%85-talenty"><b>TUTAJ</b></a> podsumowuje całą imprezę. Same teksty możecie przeczytać na forum w <a href="http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewforum.php?f=117"><b>TYM</b></a> miejscu, a po lekturze zdecydować, kto Waszym zdaniem wypadł najlepiej i wziąć udział w <a href="http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=12218"><b>ankiecie</b></a>, która wyłoni nagrodę publiczności. Mój tekst (<b>"Nieuchwytność"</b>) możecie również przeczytać w innym miejscu, mianowicie na portalu <b>Nowej Fantastyki</b>. </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Pozostaje mi zachęcić Was do lektury, a ludziom odpowiedzialnym za organizację imprezy jeszcze raz podziękować za mile spędzony czas oraz życzyć kolejnych, coraz bardziej zwariowanych pomysłów!</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Do przeczytania i usłyszenia! </div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-68108011924759771872012-04-04T05:52:00.000-07:002012-04-04T05:52:26.619-07:00"NOCNY ELEGANT" NA PORTALU NOWEJ FANTASTYKI<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqOiTXE-OlSQeRni9-0dMUGqW9PEcbkjOUQskqx6D4JWF1Ww0dGJOaLILN-c4px7O74sqiWLrTy8gZEjiT3K8AjjxTFTsz35iGVrO5jGCElQHibqBaYyn82nLhCYx_dYD010Yn2qdf9Gx9/s1600/nf.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqOiTXE-OlSQeRni9-0dMUGqW9PEcbkjOUQskqx6D4JWF1Ww0dGJOaLILN-c4px7O74sqiWLrTy8gZEjiT3K8AjjxTFTsz35iGVrO5jGCElQHibqBaYyn82nLhCYx_dYD010Yn2qdf9Gx9/s1600/nf.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;">Kolejne moje opowiadanie na portalu <b>Nowej Fantastyki</b>. Tym razem znów coś krótszego (średniego?): <b>Nocny Elegant</b>. Ot, stylizowany na balladę tekst, który stosunkowo niedawno brał udział w konkursie <b>Secretum Caligo</b>; jak mówi dziadek rozum: skoro samodzielnie umieszczam tekst w Internecie, oznacza to, że w owym konkursie niestety nic szczególnego on nie zdziałał. Czy to oznacza, że jest słaby i najlepiej byłoby przepuścić go przez niszczarkę? Oj, nie sądzę. I to wcale nie pycha, tylko optymizm rzemieślnika, który czasem próbuje udawać artystę. Zresztą ciekaw jestem waszych opinii (zwłaszcza na temat zakręconego, może zbyt mglistego zakończenia). <b>Bob Dylan</b> śpiewa: <i><b>Bo coś się tu dzieje / Ale ty nie wiesz co / Prawda, panie Jones?</b>, </i>tymczasem ja pytam nieśpiewem: <b><i>bo w tym opowiadaniu jest twist, jest dziwne zakończenie, tylko czy je rozumiesz, kochany czytelniku?</i></b></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">I może jeszcze refren: <b><i>czy autor nie spieprzył roboty? </i></b></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><a href="http://www.fantastyka.pl/4,6819.html" target="_blank"><b>LINK</b></a> dla Was, miłej lektury i miłego dnia! </div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-64746851277469396902012-03-28T11:40:00.104-07:002012-03-28T12:57:19.669-07:00ZACHCIAŁO SIĘ MOBILNOŚCI - TABLET MANTA MID04<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEVadUSb8BQF8HdlRpig1amysswz_shE8VUnfrifnnvWDhVsPBTVRnLaI5PBJiCSUHpQwQUIW90jfh0fb6MXJCNWmQvvY5Q30Hbm30syUKyYdr32xpv1_zoW-RtcBOEmIBQkJGtVU0zYpd/s1600/tablet_mid04.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEVadUSb8BQF8HdlRpig1amysswz_shE8VUnfrifnnvWDhVsPBTVRnLaI5PBJiCSUHpQwQUIW90jfh0fb6MXJCNWmQvvY5Q30Hbm30syUKyYdr32xpv1_zoW-RtcBOEmIBQkJGtVU0zYpd/s1600/tablet_mid04.jpg" /></a></td></tr>
<tr align="center"><td class="tr-caption">Przedstawiam Wam<b> Mantę Easy Tab MID04</b> - tablet dla ubogich. I, przynajmniej w przypadku mojego egzemplarza: <b>dla naiwnych</b>. </td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Bez bezsensownych wstępów: kupiłem za niecałe trzysta złociszy tablet znanej i lubianej <b>Manty</b>. Jak dotąd wszystko spod znaku tej firmy, co trafiało do mojego domu, było wykonane dość przyzwoicie i nie zdychało po kilku dniach użytkowania. No cóż, prędzej czy później musi być ten pierwszy raz... Szkoda tylko, że akurat w wypadku tak fajnego i sprytnego urządzonka, jakim jest tablet.<span style="font-size: large;"><b> </b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>PIERWSZE WRAŻENIE</b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Z prostego, kartonowego pudełka o dość lichej zawartości (ładowarka, symboliczna instrukcja obsługi, hub z dwoma portami usb i wejściem na wtyczkę RJ45 (?) oraz jeszcze jedno wejście usb i rysik aż proszący się o złamanie nieostrożnym ruchem ręki) wyciągnąłem dość lekkie urządzenie wyposażone w ekran o przekątnej siedmiu cali.<b> I tu warto już na samym początku zaznaczyć, że nie jest to ekran pojemnościowy z multitouchem (na opakowaniu znajdziecie informację o czymś takim jak 'dual touch panel', o czym zaraz)</b>, tak więc pierwsza poważna wada, ale nie marudźmy, w końcu to towar z najniższej półki cenowej. Coś pozytywnego? Obudowa jest całkiem niezła, nie zauważyłem żadnego głośnego trzeszczenia/ruchomych/wyginających się elementów. <b>MID04 sprawia wrażenie solidnego urządzenia. </b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq5EKT_OLJXX2kTS6v4dpJ2IRJiXPKmdDzqDbXYFEDX0AOFAMSyWRChYK-G_W3r-CBRpAnQlqAgOCqQ0U7Kwt7DfV38F6BQ0eBcp1-FL_vPMUPCgOqoJSoPJRbWGVD8u3az6YoFQfR_F20/s1600/wycinek2.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiq5EKT_OLJXX2kTS6v4dpJ2IRJiXPKmdDzqDbXYFEDX0AOFAMSyWRChYK-G_W3r-CBRpAnQlqAgOCqQ0U7Kwt7DfV38F6BQ0eBcp1-FL_vPMUPCgOqoJSoPJRbWGVD8u3az6YoFQfR_F20/s400/wycinek2.JPG" width="315" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Dwa wejścia USB. Np. na klawiaturę i mysz.</td></tr>
</tbody></table><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: right;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXD6i0EWUaw8cQTbkHr5QMQej9PMhybFqwzHyoZM17SlHp-oV8nOhQhBa9LRPjnSS_J2hIYKZt_V1p8YQiNdrZQikOXHy8lPbYzcJ8DmOfUOnlCEAada3EwrtEt6cGX8X9tV9-W-YRJDB_/s1600/wycinek1.JPG" imageanchor="1" style="clear: right; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgXD6i0EWUaw8cQTbkHr5QMQej9PMhybFqwzHyoZM17SlHp-oV8nOhQhBa9LRPjnSS_J2hIYKZt_V1p8YQiNdrZQikOXHy8lPbYzcJ8DmOfUOnlCEAada3EwrtEt6cGX8X9tV9-W-YRJDB_/s400/wycinek1.JPG" style="cursor: move;" width="202" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wejście na złącze RJ45. Pytanie tylko: po co?</td></tr>
</tbody></table>Po krótkich oględzinach można wymacać pięć przycisków: włącznik, przycisk menu, dwa od głośności i guzik na przednim panelu, którego funkcję instrukcja określa jako BACK. Tablet trzymany poziomo zerka na nas kamerką umieszczoną w lewym boku, zdążyłem włączyć ją kilka razy i stwierdzić, że przy dobrym oświetleniu spełnia swoją funkcję (oczywiście bez żadnych cudów, ale do videokonferencji zupełnie by wystarczyło).</div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjelVEy9RZ7qGo5zgm3mIjVW0FvT1a9irSnEQEcdjCpjNo9FQL7zIldZ3CMq4AsHmqHtoB0J7DIkdgsyjuew0AT3DEzucz5Y6CXuXU4rcSBhJkGIlsfBWMpXsIAeCpAwMts2NHWkEERkOv/s1600/mantawej%C5%9Bcia.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjelVEy9RZ7qGo5zgm3mIjVW0FvT1a9irSnEQEcdjCpjNo9FQL7zIldZ3CMq4AsHmqHtoB0J7DIkdgsyjuew0AT3DEzucz5Y6CXuXU4rcSBhJkGIlsfBWMpXsIAeCpAwMts2NHWkEERkOv/s1600/mantawej%C5%9Bcia.JPG" /></a></td></tr>
<tr align="justify"><td class="tr-caption">Od lewej: wejście dla ładowarki, mini-jack, złącze transfer box (do tego podpinamy hub), port microSD. Przy krawędziach głośniki, których funkcjonalność raczej można uznać za wątpliwą. Zamiast nich przydałyby się dwa wejścia USB. Korzystanie z hubu jest zupełnie niekomfortowe (wtyczka bardzo łatwo się wysuwa), a podpięcie Internetu za pomocą RJ45... nie mam pojęcia, kto ma zamiar tak męczyć się w warunkach domowych. Oczywiście ja spróbowałem - wtyczka ciągle wysuwała się przy najmniejszym ruchu, zresztą po podpięciu huba ma się wrażenie, że wystarczy chwila braku ostrożności i brutalnie wyłamiemy go razem z "mięsem". </td></tr>
</tbody></table><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>URUCHAMIAMY</b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>System ładował się w iście ślimaczym tempie, </b>co tabletowi tej klasy trzeba było wybaczyć. <b>MID04 jest wyposażony w androida 2.2</b>. Nie jest to żadna torpeda, ale uważam, że jeśli kupujemy pierwszy tablet w życiu (wydając przy tym sumę, która do horrendalnych nie należy) taki system w zupełności wystarcza. Jest ładny, estetyczny i w miarę szybki. <b>Tablet Manty oczywiście zaliczał drobne zwiechy i pośligi przy dość prozaicznych czynnościach (np. przewijanie menu zasypanego ikonkami, z których połowa to, moim zdaniem, średnio użyteczne programy, niepotrzebne zapychacze wbudowanej pamięci)</b>, jednak można stwierdzić, że da się komfortowo korzystać z wbudowanego interfejsu. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>FUNKCJONALNOŚĆ</b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b>INTERNET</b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Fabrycznie zainstalowana przeglądarka pozwalała na tworzenie zakładek takich, jakie znamy choćby z Firefoxa. <b>Strony ładowały się dość długo</b>, lecz <b>poruszanie się po nich było w miarę wygodne i płynne</b> (warto jednak zaznaczyć, że mniejszych elementów, drogi użytkowniku <b>MIDa04</b>, palcem nie klikniesz, tak więc baw się rysikiem). WiFi zdążyłem sprawdzić w domu wyposażonym w sieć bezprzewodową. MID04 dosyć szybko ją wychwycił i nie tracił sygnału. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b>DOKUMENTY</b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Cóż zdążyłem zrobić, zanim nastąpił zgon mojego <b>MIDa</b>? Odpaliłem kilka PDFów, w tym tych ciężkich, bo pełnych ilustracji w wysokich roździelczościach. <b>Tablet radził sobie z nimi bardzo dobrze</b>; oczywiście po przewinięciu kilku/kilkunastu stron zamyślał się i doładowywał kolejne, lecz nie trwało to wieki, a powiększanie/zmniejszanie i przewijanie tekstu było na tyle płynne, by nie kląć nad ekranem. Tablet Manty bez problemu odczytał również dokument w formacie doc. (office'owy, znaczy się) - ostry obraz, płynność działania. Nie zdążyłem przeczytać czegoś w całości, więc nie mam zdania, jeśli chodzi o to, czy czytanie książek z tego tabletu męczy wzrok; odważę się jednak stwierdzić, że na pewno tak, w końcu to zwykły ekran LCD... </div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b>MULTIMEDIA I GRY</b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Sensowne było również oglądanie zdjęć i odtwarzanie muzyki. Bez fajerwerków, ale szybko i bezproblemowo. Filmów odpalić nie zdążyłem (spoczywaj w pokoju, kochany tableciku). </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>W menu od razu można zauważyć brak jakichkolwiek gier.</b> To chyba zagrywka producenta. Dlaczego? Otóż dlatego, że po odpaleniu pierwszej lepszej z tych dostępnych na <b>App Market</b> (warto zaznaczyć, że <b>MID04</b> może z tychże internetowych sklepów korzystać) użytkownik szybko przekonałby <b>się, jak niską moc obliczeniową ma nabyty przez niego sprzęt.</b> Nie dajcie się zwieść taktowaniu zegara (WM8650, 800 MHZ) i wielkości pamięci ram (256MB). Można pomyśleć, że na początku tego dziesięciolecia nasze domowe stacjonarki miały podobne konfiguracje (i bez problemu człowiek grał na nich w takie cuda jak Unreal Tournament, Quake 3) i wyciągnąć wniosek, że to małe urządzenie okaże się takim właśnie pomniejszonym pecetem. <b>Nic bardziej mylnego.</b> <b>Proste, dwuwymiarowe gry są w stanie bez problemu zarżnąć tablet Manty, pobieranie ich i instalowanie nie ma większego sensu (chyba, że chcecie się zirytować)</b>. Zanim mój <b>MID04</b> wyzionął ducha, udało mi się jednak odpalić na nim <b>emulator konsolki Game Boy Advance</b> (dość prosta instalacja i pierdylion ROMów gier do pobrania z Internetu) zwący się "Gameboid". Wrażenia? Całkiem pozytywne, wszystko działało na tyle płynnie, że - do pewnego momentu - można było mówić o komfortowym graniu. <b>Czyżby jednak tablet Manty miał skryty potencjał przenośnej konsoli? </b>Może i tak, gdyby nie ekran, a konkretnie coś, o czym pisałem na początku: wspomniany na pudełku <i>dual touch</i>. Z nazwy można wywnioskować, że da się na tym tablecie wykonywać czynności za pomocą dwóch palców jednocześnie (poprawcie mnie, jeśli jest błąd w moim toku myślenia). Jeśli tak, ja tego nie zauważyłem - we włączonym za pomocą emulatora <b>Crazy Taxi</b> można było używać tylko jednego przycisku, czyli albo gaz/wsteczny, albo skręcanie, bez wykonywania tych czynności jednocześnie. <b>A więc: mimo możliwości emulowania wielu gier, możecie zapomnieć o wyścigach, zręcznościówkach oraz bijatykach i jedynie ograniczyć się do prostych RPGów i strategii turowych (czyli mimo wszystko jakiś plus jest)</b>. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b>FUNKCJONALNOŚĆ </b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6vEKeQ9E4KoW_HqzErMFQGcofBfPMN2xD3s1iPWioGo810zKW2IXwZK1AqloWrhYxeeW7yFIMV3qi5HaR9OmIX71V0QZnwcX97fDF5mVPsW7izGY4xpEgGnanBWwEcg4xPcStKVadFQRq/s1600/IMG_0098.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6vEKeQ9E4KoW_HqzErMFQGcofBfPMN2xD3s1iPWioGo810zKW2IXwZK1AqloWrhYxeeW7yFIMV3qi5HaR9OmIX71V0QZnwcX97fDF5mVPsW7izGY4xpEgGnanBWwEcg4xPcStKVadFQRq/s400/IMG_0098.JPG" width="266" /></a></td></tr>
<tr align="left"><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Jeszcze jedno, nieco wygodniejsze wejście USB.</td><td class="tr-caption"><br />
</td><td class="tr-caption"></td></tr>
</tbody></table>Na początku wspominałem o zawartości pudełka. <b>Nie znalazłem w nim czegokolwiek, co umożliwiałoby podłączenie tabletu do komputera tuż po przyniesieniu go do domu.</b> Mam jednak własny kabel o dwóch końcówkach USB, więc próbowałem podpiąć go do tabletu poprzez hub (oraz adapter USB widoczny na zdjęciu obok). <b>Komputer jednak MIDa nie zauważał</b>, a człowiek przecież nie liczył na zbyt wiele; wystarczyło, by <b>MID04 </b>został wykryty jako pamięć zewnętrzna i bez problemu można by było zarządzać folderami i szybko coś skopiować. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Niestety, nie udało się. </b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Poprzez hub da radę podpiąć jakąkolwiek mysz lub/i klawiaturę.</b> Obie działały sprawnie we współpracy z tabletem. Czyli kolejny jakiś plus, pytanie tylko, po co to robić, skoro mówimy o urządzeniu, które głównie ma być przenoszone bez żadnych dodatków: wyciągasz w pociągu z torebki i po prostu włączasz. <b>Jeśli ktoś pragnie wygodnej klawiatury i precyzji kursora, niech myśli o mniejszym laptopie, a nie tablecie... </b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"></div><div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>WADY FABRYCZNE?</b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Już w dniu kupna tabletu musiałem wymienić go na inny egzemplarz.</b> Dlaczego? Ponieważ po wyjściu ze sklepu, rozpakowaniu i włączeniu <b>zauważyłem wypalone piksele blisko dolnej krawędzi ekranu</b>. Stwierdziłem, że mam pecha, wróciłem do sklepu, wyjaśniłem sprawę i dostałem kwitek na wzięcie drugiego egzemplarza. Włączyłem go na miejscu i <b>dostrzegłem kolejny (o wiele mniejszy niż poprzedni) wypalony punkcik</b>. Zbagatelizowałem sprawę, stwierdziłem, że jest ledwo zauważalny i że pewnie to znak rozpoznawczy tej serii tabletów... </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Co potem? </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>Korzystałem z tego zgrabnego urządzenia jakieś dwa dni. </b>Nie było poważnych zwiech i rebootów, aż nagle <b>tablet manty odmówił współpracy i sam wyłączył się</b>. Nastąpiło to w momencie, gdy próbowałem wycofać się z aplikacji z powrotem do menu (zupełnie, jakby ta czynność poważnie przeciążyła i... uszkodziła tablet). Efekt jest taki, że - mimo pełnej baterii - włączenie urządzenia jest możliwe jedynie w czasie, gdy jest podpięte do gniazdka. To po pierwsze. Po drugie bezproblemowe zalogowanie do systemu zależy od losu; przy większości prób uruchomienia tabletu ekran migocze, obraz drga i faluje, a z głośniczków dobiega słyszalny szum (<b>warto zauważyć, że działo się to jeszcze wtedy, gdy tablet był sprawny - był to efekt podpięcia go do gniazdka w celu naładowania baterii, a więc MID04 potrafił sprawiać dyskomfort nawet wtedy, gdy nie był uruchomiony...</b>).<br />
<table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="float: left; margin-right: 1em; text-align: left;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHHjHmVa-hyMjNJuAqSrjlZDxdvYk6jUmpDkYZnw2Stk49bm_FL04rn2s_x21kd09SweHkLndZEkVI7n7mlP-ZX0RoyAb8vqSHqBv7nJilk2YDjkeKhp4_QDC8P8wPLW42moy2AIp-jI8W/s1600/IMG_0104.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; margin-bottom: 1em; margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiHHjHmVa-hyMjNJuAqSrjlZDxdvYk6jUmpDkYZnw2Stk49bm_FL04rn2s_x21kd09SweHkLndZEkVI7n7mlP-ZX0RoyAb8vqSHqBv7nJilk2YDjkeKhp4_QDC8P8wPLW42moy2AIp-jI8W/s640/IMG_0104.JPG" width="640" /></a></td></tr>
<tr align="justify"><td class="tr-caption">Tablet skapitulował z powodu, który jest trudny w określeniu. Po podpięciu do gniazdka można go włączyć i liczyć, że normalnie zaloguje się do systemu (i będzie działał przez kilka minut, aż dostanie czkawki) albo pooglądać sobie przedstawione powyżej, migoczące, kolorowe kraty. Jedno trzeba przyznać: tego się nie spodziewałem, sprzęt mnie zaskoczył...</td></tr>
</tbody></table></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><span style="font-size: large;"><b>WNIOSKI? </b></span></div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">Możliwe, że po prostu miałem pecha do tego modelu i nie trafiłem akurat na to pudełko, w którym znajdował się sprawny, funkcjonalny egzemplarz. Jednakże... </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><b>To był mój pierwszy i ostatni kontakt z tabletami firmy MANTA. </b>Dwa losowo wybrane egzemplarza <b>MIDa04</b> miały <b>wady fabryczne (wypalone piksele)</b>, w pudełku nie znalazło się nic, co umożliwiałoby bezpośrednie podpięcie tabletu do komputera. Warto dodać, że w testach wydajności wyższe i droższe modele wypadają o wiele gorzej od innych (wartych tyle samo bądź tańszych) urządzeń konkurentów. <b>Uważam, że niska półka cenowa może wiązać się z małą mocą obliczeniową, ograniczoną ilością funkcji dodatkowych i dorzuconych akcesoriów, ale już z tak krótką żywotnością (i uszkodzeniami widocznymi przy pierwszym uruchomieniu) zdecydowanie nie.</b> Pozostaje oddać ten biedny, poczciwy tablecik (póki działał, byłem z niego całkiem zadowolony, bo spełniał wszystkie swoje podstawowe funkcje) i zastanowić się, co dalej. Nieco wyższa półka cenowa? </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">A może dalej taszcz przy sobie człowieku laptopa tylko po to, by poza domem przeczytać najnowszy numer Twojego ulubionego e-zinu lub obejrzeć jakiś film? </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: center;"><b>SPECYFIKACJA TABLETU MID04 WEDŁUG PRODUCENTA: </b></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><i>Procesor: WM8650, 800 MHz CPU+300MHz DSP <br />
System operacyjny: <a class="link" href="http://www.idg.pl/ftp/mobile.html" target="_blank" title="Android">Android</a> 2.2 <br />
Pamięć RAM: 256 MB <br />
Pamięć wbudowana: 4 GB <br />
Ekran: 7 cali TFT, 16:9, dotykowy <br />
Rozdzielczość ekranu: 800 x 480 pikseli <br />
Internet: WiFi 802.11b/g/n <br />
Czytnik kart: Micro SD o maksymalnej pojemności 32 GB <br />
Złącza zewnętrzne: USB 2.0, 1x LAN (RJ45) <br />
Wspierane formaty audio: MP2/MP3/WAV/AAC/WMA <br />
Wspierane format wideo: MPEG1/2/4,MJPG,H263 (1280×720),H264 (720× 480) <br />
Zdjęcia: JPG/JPEG/PNG/BMP <br />
Bateria: 2900 mAh <br />
Inne: wbudowana kamera i mikrofon </i></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-47610069704168352452012-03-23T14:10:00.001-07:002012-03-23T14:23:21.132-07:00DO PRZECZYTANIA: "DRUGA OPCJA"<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqOiTXE-OlSQeRni9-0dMUGqW9PEcbkjOUQskqx6D4JWF1Ww0dGJOaLILN-c4px7O74sqiWLrTy8gZEjiT3K8AjjxTFTsz35iGVrO5jGCElQHibqBaYyn82nLhCYx_dYD010Yn2qdf9Gx9/s1600/nf.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqOiTXE-OlSQeRni9-0dMUGqW9PEcbkjOUQskqx6D4JWF1Ww0dGJOaLILN-c4px7O74sqiWLrTy8gZEjiT3K8AjjxTFTsz35iGVrO5jGCElQHibqBaYyn82nLhCYx_dYD010Yn2qdf9Gx9/s1600/nf.jpg" /></a></div><div style="text-align: justify;">Wrzuciłem na portal <b>Nowej Fantastyki</b> moje opowiadanie <b>"Druga opcja"</b>. Nie pytajcie, czym to dokładnie jest (jaki gatunek?), jestem w stanie jedynie stwierdzić, że to na pewno fantastyka. Rzecz o luksusowym statku, na który przypadkowo trafia małżeństwo po przejściach. Całkiem sporo dialogów, dość spokojna narracja z tajemnicą w tle (co się dzieje na pokładzie?) i kilkoma, jak mniemam, trudnymi pytaniami na końcu. Napisane w twórczym szale (zupełnie bez pomysłu) podczas zeszłorocznych wakacji. Z początku miało to być opowiadanie o nietypowym reality show (statek najeżony kamerami, miliony widzów, wypuszczeni na pokład zdziczali ludzie z tatuażami i implantami upodabniającymi ich do dzikich zwierząt i załoga walcząca o życie, zakłady o to, kto przetrwa, głosowanie na piosenkę, która ma dobywać się z głośników na pokładzie i tak dalej...). </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Wyszło jednak zupełnie inaczej. Mam nadzieję, że jeśli nie dobrze, to co najmniej średnio ;)</div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;">Zapraszam do lektury i komentowania! Link poniżej. </div><div style="text-align: justify;"><a href="http://www.blogger.com/goog_846384698"><br />
</a></div><div style="text-align: center;"><a href="http://www.fantastyka.pl/4,6710.html" target="_blank"><b>CZYTAJ "DRUGĄ OPCJĘ"</b></a></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-73685148629643800372012-02-21T09:28:00.003-08:002012-02-21T09:42:08.648-08:00RECENZJE (3)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="http://www.wforma.pl/files/city2%5B2%5D.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.wforma.pl/files/city2%5B2%5D.jpg" /></a></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">"Kształt książki (kwadrat) i detale jej okładki sugerują, że mamy do czynienia z czymś, co bardziej przypomina album opowiadań grozy niźli ich zbiór. Ilustracja <b>Jarosława Eysymonta</b> to pierwsza zaklęta w papierze tajemnica z jaką zderza się czytelnik, zanim w ogóle zacznie przewracać strony. <b>Eysymont </b>powiedział, że <i>"abstrakcja to czysta przyjemność, wyzwolenie z problemów"</i><b>*</b>, dla mnie zaś jest ona tutaj przypadkową (niezamierzoną?) ucieczką od jednoznacznego ocenienia wyglądu książki, ciężko jest w końcu skrytykować coś, czego się prawdopodobnie nie rozumie. Przyznajcie sami, że abstrakcja zero-jedynkowa nie jest, ot co. I wszelkie dygresje prędzej czy później kończą się na tym, że <b>CITY 2</b> wygląda dobrze, równie dobrze leży w dłoni i, jak już poniekąd napisałem: człowiek ma wrażenie, że to 'coś innego'. Pozostaje mieć nadzieje, że nie jest to wrażenie złudne. </div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
Co znajdziemy w środku?".</div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"></div><div class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><br />
Na <b>Trikketach</b> pojawiła się moja recenzja drugiego tomu antologii polskich opowiadań grozy <b>CITY</b>. Oczywiście zapraszam do lektury <a href="http://trikkety-traketty-trak.blogspot.com/2012/02/recenzja-antologii-city-2.html"><b>CAŁOŚCI</b></a>, zwłaszcza, jeśli zainteresował Was ów 'środek' ;) </div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-19986252124033261392012-02-16T07:33:00.000-08:002012-02-16T07:33:34.599-08:00W POWROCIE DO OSTATNIEJ RECENZJI......przyznaję się do błędu z mojej strony, cóż, bywa i tak.<br />
<br />
<span class="postbody">W recenzji <b>"15-stu blizn"</b> był błąd odnośnie <span style="font-weight: bold;">"Spójrz na to z drugiej strony" Stefana Dardy</span> (z mojego tekstu płynął wniosek, że wątek telepatii pozostał niewykorzystany w opowiadaniu - dość krzywdzące niedopatrzenie niżej podpisanego recenzenta). Na dodatek twardo upierałem się, że jest ok - pochylam głowę w pokorze ;) Dla tych, którzy jeszcze nie czytali: "świeższy" <a href="http://trikkety-traketty-trak.blogspot.com/2012/02/recenzja-antologii-15-blizn.html" target="_blank"><b>LINK</b></a>. </span><br />
<br />
<span class="postbody">Autora i czytelników oczywiście przepraszam - <i>I am only human</i> ;) </span>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-2845068882353595012012-02-12T11:16:00.000-08:002012-02-12T11:16:33.537-08:00RECENZJE (2)<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhknFkMh9kxUSlpQL0mnZfGsh6YN4CxmuFgx_TgzrEyGMabXBPMASRQRKBfZcs7-oBhdvn_fMvaSp3OKsBLkooAHh4_qKHPKxqB38ofNTZVkxM9K-0qMP0V2YvhCPWpWE8Q0JhL5OKFlV_T/s1600/15+blizn_72.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhknFkMh9kxUSlpQL0mnZfGsh6YN4CxmuFgx_TgzrEyGMabXBPMASRQRKBfZcs7-oBhdvn_fMvaSp3OKsBLkooAHh4_qKHPKxqB38ofNTZVkxM9K-0qMP0V2YvhCPWpWE8Q0JhL5OKFlV_T/s400/15+blizn_72.jpg" width="281" /></a></div>"Czasem zatrzęsienie grzecznych i chwalących wszystko recenzji (Internet i prasa uginają się od nich) tworzy publicystyczne napięcie, przez które pojawiają się ludzie próbujący doprowadzić do złudnej równowagi poprzez odpowiedzenie takim samym ładunkiem, tyle że o przeciwnym znaku. Tak powstają wodospady goryczy, jak to źle jest z tym i tym gatunkiem, jak to beznadziejnie wygląda w naszym kraju. Proponuję złoty środek; proponuję po prostu bez teatralnego żalu (bądź zachwytu) w iście chirurgiczny sposób nazywać rzeczy po imieniu, a pisarze dadzą sobie radę i zrobią to, co do nich należy. To chyba nie jest aż tak trudne, prawda? Prawda. <br />
<blockquote class="tr_bq"><blockquote class="tr_bq"><br />
Nie jest, pod warunkiem, że dany wydawca nie obrazi się na recenzenta". </blockquote></blockquote></div><div style="text-align: justify;">Na <i>Trikketach</i> ukazała się moja recenzja antologii <b>"15 blizn"</b>. To była całkiem ciekawa lektura; pełnia mych wrażeń po niej jest <a href="http://trikkety-traketty-trak.blogspot.com/2012/02/recenzja-antologii-15-blizn.html" target="_blank"><b>TUTAJ</b></a>. </div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-30889319386495952502012-02-07T13:32:00.000-08:002012-02-12T11:17:25.675-08:00RECENZJE (1)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxPzN-MqIZC63tosBvU5iYyDA5gXwNighV17L6yFPmmp66Ka4PqaDBEkEG9T_JmttMKArBW06P7y1kpa2BOuWDsPDmde3kIo_gQNFACQYp3hqLKEFEoVO-487mCwzc2q6_TrVsKTqnn6Q/s1600/11ciec.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxPzN-MqIZC63tosBvU5iYyDA5gXwNighV17L6yFPmmp66Ka4PqaDBEkEG9T_JmttMKArBW06P7y1kpa2BOuWDsPDmde3kIo_gQNFACQYp3hqLKEFEoVO-487mCwzc2q6_TrVsKTqnn6Q/s400/11ciec.jpg" width="281" /></a></div><div style="text-align: justify;">"Już nawet przed przeczytaniem, bez względu na zawartość, <b>"11 cięć"</b> zasługuje na ogromny plus za zestawienie polskich nazwisk z zagranicznymi (i to tymi, jakby nie patrzeć, z wyższej półki). To po prostu zagranie prorynkowe, proczytelnicze... i tym podobne <i>pro</i>, dodajcie do listy, co dusza zapragnie. Kolejny plus należy się za wygląd książki - szczegółowa, umazana krwią okładka ze skrzydełkami. Bierzesz do ręki i myślisz sobie, że tak wygląda klawy, 'straszydłowy' <i>paperback</i>; no wiecie, te książki, które budzą w człowieku dziecko tak, jak robią to komiksy. Do tego należy dorzucić nieco pretensjonalny, nieco krzykliwy wstęp, dla <i>paperbacka</i> wstęp wręcz wymarzony, bo brzmiący jak intro do jakiegoś programu o zmorach, rozkopanych grobach i czerwonych oczach spoglądających z wnętrza szafy. Dzieciaki, myć zęby i won z salonu, to nie dla was!<b> "STRZEŻCIE SIĘ! 11 CIĘĆ POSZATKUJE WASZĄ WYOBRAŹNIĘ!"</b>. O tak, sama otoczka tej antologii jest już miła dla serca fana grozy, zwłaszcza grozy popularnej, jeśli wiecie, co mam na myśli. <br />
<br />
<b>Nie otrzymałem jednak jedenastu cięć". </b></div><div style="text-align: justify;"><b><br />
</b></div><div style="text-align: justify;">Na <i>Trikketach</i> ukazała się moja recenzja antologii <b>"11 cięć"</b>. Powyżej fragment, a ja zapraszam do przeczytania <a href="http://trikkety-traketty-trak.blogspot.com/2012/02/recenzja-11-ciec-wojciecha-rapiera.html" target="_blank"><b>CAŁOŚCI</b></a>.<b><br />
</b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-5630197455391385092012-02-07T13:25:00.001-08:002012-02-07T13:27:28.413-08:00PPRZEPROWADZKA...<div style="text-align: justify;">Uff, jestem po przeprowadzce z wordpressa (stary adres strony: <b>powiadaja-ze.cba.pl</b>). Miałem już dość reklam związanych z darmowym hostingiem. Wordpress jest moim zdaniem mniej awaryjny niż blogger, ale z drugiej strony - tutaj nie muszę się denerwować górą strony zajętą przez wielgachny banner z kebabami, majtkami lub kosiarkami, zależnie od dnia. Tych, którzy byli tak mili i linkowali mnie na swoich witrynach, bardzo grzecznie proszę o podmienienie adresu na obecny ;) </div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><b>I to chyba na tyle w tej chwili. </b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-49617942640315056252012-02-07T13:22:00.001-08:002012-02-07T13:23:10.547-08:00TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (4) - PRZYZWYCZAJENIA I ODZWYCZAJENIA<div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpkKqxkJeDC0409OePZV8m29aVCW67apj97K_oaYCWoVVscYduZleZA7M9D5KWD8TitTIsmowz15bye5xQzF_xgqTImbbNN_nBR3XMtyRkLTiyef965JTEkeKHkJccGpldDoIAtdAA4NTb/s1600/zakret.jpg" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpkKqxkJeDC0409OePZV8m29aVCW67apj97K_oaYCWoVVscYduZleZA7M9D5KWD8TitTIsmowz15bye5xQzF_xgqTImbbNN_nBR3XMtyRkLTiyef965JTEkeKHkJccGpldDoIAtdAA4NTb/s400/zakret.jpg" width="400" /></a></div><div style="text-align: justify;"><b>Zdecydowanie za szybko się przyzwyczajam. </b><br />
<br />
Po dwóch miesiącach przychodzi mi opuścić mieszkanie składające się ze średniej wielkości pokoju (chyba najbardziej polubiłem ten typowy dla kamienic, wysoko osadzony sufit), kuchni jednocześnie będącej przedpokojem i łazienki z gatunku tych, w których wszystkie użyteczne przedmioty znajdują się na jednej i tej samej orbicie człowieka stojącego w centrum (znaczy się, panie majster, mała jest). Przyzwyczaiłem się do porannych bólów głowy – takie drugie tętno; to od dawna posiadane przypomina o tym, że żyjesz, a to osobliwe o tym, że czasem żyć byś nie chciał – przyzwyczaiłem się do całodobowego spędu bydła, odgłosów za oknem, dziesiątek czerwonych świateł, sklepów z sukniami ślubnymi (po dziesięć na każdej ulicy; gdybym był homoseksualistą, poczułbym się przytłoczony). Przyzwyczaiłem się do codziennego gotowania (słowo użyte w znaczeniu zdecydowanie dosłownym) jedzenia o dość niskiej wartości odżywczej oraz do jeszcze silniejszych zgag po tymże (słodki Jezu, to naprawdę możliwe albo w moim żołądku wykluwa się ciało obce). Przyzwyczaiłem się do tego, w jaki sposób światło z odchylonej do góry lampki biurkowej rozpływało się po półce z książkami bardziej przywiezionymi w celu przetrzymywania ich niż czytania. Na tablicy korkowej przypięte różne karteczki z Ważnymi Telefonami i Ważnymi Adresami, taki sygnał dla mnie samego: jakiż ja jestem porządny, jakiż zorganizowany. <br />
<br />
Kłamstwo czasem da się powiesić na ścianie. <br />
<br />
W łazience zamykałem się, by rozmawiać przez telefon z moją Anią, krążyłem przed lustrem, testowałem miny, robiłem krótki spacer do kuchni po herbatę, z lekkim obrzydzeniem siadałem na sedesie oraz, znów patrząc w lustro, czasem przypominałem sobie, jak wyglądam. <br />
<br />
Prywatność to zabawna rzecz. <br />
<br />
Potrzebujemy osamotnienia, aby z nią obcować, jakby była czymś wstydliwym, a nawet wręcz poniżającym. Z jednej strony: no tak, przyjęte obyczaje i tym podobne rzeczy. Nie skomentujemy na głos problemów ukochanej osoby, jeśli obok siedzi ktoś, kto by to usłyszał. Przypadkowy odbiorca może nawet nic nie zrozumieć, ale dla nas to i tak jak rozebranie się do naga. Z drugiej strony może to zakodowany strach przed śmiesznością. Nie chcemy powiedzieć do słuchawki "uwielbiam cię", jeśli wywołało by to u kogoś obok głupi uśmiech. Wtedy człowiek mógłby poczuć wątpliwości co do tego, jak brzmi, gdy brzmieć powinien zdecydowanie zmysłowo i poważnie. Traktujemy innych ludzi jak lustra, które dają najdokładniejsze odzwierciedlenie naszej osoby albo jak maszyny odbijające nadane przez nas w nieświadomy sposób sygnały, co miałoby udowadniać, że zupełnie naturalnie przychodzi nam robić rzeczy głupie, nudne, odrażające, bezsensowne, bolesne, destruktywne. Pokraczne. <br />
<br />
Czasem piękne. <br />
<br />
Tak traktujemy ludzi, zwłaszcza tych najbliższych, zapominając o tym, że nie działają na zasadzie lustra, lecz filtru, przez który przepuszczana jest nasza osoba. Filtr oddziela jedno od drugiego, przy czym warto zauważyć, że to, czym jest "jedno" i "drugie" zależy już właśnie od tego cholernego, drugiego człowieka, tego żywego drugiego ramienia gigantycznej paraboli, którą tymczasowo tworzymy w relacji JA-TY. <br />
<br />
Dlatego chyba właśnie marzę o życiu opartym nie na parabolach, lecz punktach wspólnych. Poczynając od kanapy, na której się z kimś siedzi, na przyzwyczajeniach, marzeniach i emocjach kończąc. Chyba w życiu każdego mężczyzny przychodzi prędzej czy później taki czas, gdy stwierdza on, że całe spoiwo jego zaradności, użyteczności, wszystkich pieprzonych wizji przez duże "w" to tak naprawdę nic nie warta papka dumy i honoru. Najdonioślejsze marzenia tracą smak i sens, rozbijają się o rzeczy prostsze, wręcz debilnie prostsze; w moim przypadku o rodzinę, w jakiej chciałbym kiedyś żyć. Gasną obrazy nagród literackich, półek uginających się od ciężaru napisanych przeze mnie bestsellerów, rozsypują w pył wizje domowych wideotek, kolekcji płyt, książek, komiksów, zaciera się widok gór w oknie, terenówka prosząca się o małą przejażdżkę po lesie koroduje, zgniata pod ciśnieniem świadomóści. Ostre niczym brzytwa stają się za to uśmiechy wymarzonych dzieci, twarz mojego synka, który przychodzi nocą i prosi o to, żebym wpuścił go pod kołdrę, buzie córek uczących się tytułowej piosenki z "Neverending strory", widok żony w siódmym miesiącu, słodko nagiej, obejmowanej nad ranem, pulsującej podwójnym życiem, tworzącej okryty aksamitną skórą, kulisty szczyt, na który wdrapuję się opuszkami palców, pomagając sobie czekanami z ust i spojrzeń. </div><div style="text-align: justify;">W głowie już kładę dywany w naszym domu, poleruję klamki, dziesiąty raz ustawiam ogromną choinkę, puszczam winyle, pilnuję chorego dziecka, myję żonie włosy pod prysznicem, pocieszam ją po ciężkim dniu, ja drugi (ten piękniejszy, ten lepszy, ten dokończony), tam, w tym prawieśnie, już myślę o starości i nawet się z niej cieszę, w końcu spełniło się moje marzenie, wizja, która nigdy nie wyda się żałosna i podrzędna: odnalazłem spokój. Tam, moje starsze, bardziej doświadczone serce nie boli, nie gnije, nie łopocze ze strachu. Szlag. Aż ciężko w to uwierzyć. Ale mam czas, w końcu to marzenie dopiero się spełni… <br />
<br />
<b>Przynajmniej staram się przyzwyczaić do tej myśli.</b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-54256852359541119522012-02-07T13:20:00.000-08:002012-02-07T13:21:22.977-08:00TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (3) - I MIJA LISTOPAD<div style="text-align: justify;">I mija listopad. </div><div style="text-align: justify;">Życie jest jak wódka – smakuje podle, ale i tak szybko się kończy. Człowiek niby dąży ku jakiejś skończoności, chce się określić, wyznaczyć cele, nareszcie wejść na odpowiednie ścieżki i przynajmniej łudzić się, że nimi podąża, lecz tak naprawdę przechodzi na coraz wyższe poziomy rozbijania siebie na cząstki. Naiwny byłem, myśląc, że przeprowadzka do wielkiego miasta będzie oznaczała uczynienie ze mnie czegoś na kształt naboju nareszcie wsuniętego w bęben rewolweru. Cel – przyszłość. Pal! Nic z tych rzeczy, człowiek jedynie rozdarł się pomiędzy większą ilością światów, rozbił znaczenie słowa "dom" na dwa pomniejsze, skolekcjonował nowe twarze w pamięci, nauczył się zapachu innego łóżka i innego gapienia w sufit. Duże miasto, duże możliwości – tak mówią. Dla mnie oznacza to jednak w pierwszej kolejności większy chaos i właściwie nic poza tym. Więcej nieprzytomnych pijaczków leżących na ulicach, więcej zapyziałych dzielnic i kamienic, do których lepiej nie zaglądać wieczorem, więcej karetek i szaleńców. Za oknem mojej kawalerki: jelito z samochodów, ciągłe ruchy robaczkowe, ciągłe torsje i wymiotowanie kolejnymi dziesiątkami ludzi na zewnątrz miasta i do wewnątrz. Jeden wielki organizm który jednocześnie się pożera, trawi, wydala i odtwarza. Czy jest bardziej demoniczny, pogański i zepsuty bożek niż nekropolia? <br />
<br />
Kolejny powrót do domu (tego przybranego), kolejny ból głowy. Znów myśl: powinieneś pisać. Powinieneś czytać. Na półce "zaczęty" Orbitowski i Koontz, nawet z czyichś książek potrafię zrobić ogryzki. Na dodatek wścieka mnie to jednoznaczne zestawienie, zwłaszcza, że ten pierwszy pisze lepiej od drugiego, ale zarabia w cholerę mniej. <br />
<br />
Powinieneś pisać. <br />
<br />
Znów odsunięcie od siebie ambicji, marzeń, ideologii, odłożenie ich na później. Ot, zdychający z pragnienia człowiek, który znów odmawia sobie rżniętej z grubego szkła szklanki wody. Kompletny idiotyzm, ale przecież takie jest życie. Najprościej jest położyć się i przespać kolejne kilka godzin. <br />
<br />
Moja wyobraźnia to w tej chwili zakurzona, zakrztuszona mieszanką brudu i smaru obrabiarka nieokreślonej materii. Praktycznie wszystkie części trzeba wyjąć i wyczyścić. Niektóre mechanizmy: zepsute. Lecz nie wymienię ich na nowe, nie ma części wymiennych. Można jedynie czekać, aż zaskoczą, zregenerują się, tak więc ta maszyna to równie dobrze żywy-nie-żywy organizm. Nieboszczyk w mojej głowie od czasu do czasu podnosi powieki, łapie oddech, chce opowiadać. W głowie majaczą jakieś zdania, wyrywki, akapity. Dotknięcie klawiatury opuszkami palców oznacza walenie młotem murarskim w klosz, przez który je widzę. Przeważnie w takich chwilach pomaga przeczytanie czegoś bardzo dobrego (albo tak złego, że strach się tym podetrzeć). <br />
<br />
Dziś karmiłem się "Nocną zmianą", niestety z dość mizernym skutkiem. Już dawno King nie był dla mnie tak "nieinspirujący". Wiecie, to głupie uczucie, gdy mistrz, bożyszcze tłumów, nagle kusi, żebyście cisnęli w niego skarpetką. Ale lepsze jego wypociny pokroju "Kosiarza traw" niż teksty z zakupionych również stosunkowo niedawno "Nawiedzin" (kochana Fabryka Słów!). Jeżeli polska groza przeżywa rozkwit, to towarzyszy mu dużo bólu i nieudolności. W powietrzu wiszą kolejne konieczne amputacje. Problem polega na tym, że do tych amputacji nie dochodzi i ciągle pojawiają się gdzieś teksty, mówiąc delikatnie, wręcz poetycko debilne i patetyczne. Tymczasem potencjalnym, prawdziwym twórcom obrywa się od recenzentów (patrzcie: Paweł Paliński) i nikt nie dba o ich promocję (również ten Pan). Za grosze kupiłem przecenione (niedocenione?) "Cztery pory mroku" (tak, cały czas Paliński) i przeżyłem szok. Oto człowiek, który pisze PROFESJONALNIE. Nieszablonowo. Płynnie. Mogę czytać to wszystko jeszcze raz i znów będę się dobrze bawił! Niestety dość łatwo przechodzi bez echa. Paliński gdzieś tam jest… i to ten moment, gdy zdanie się urywa i najlepiej jest powtórzyć jakiś jego fragment, w tym wypadku: gdzieś tam. <br />
<br />
To trochę demotywujące, gdy stwierdzasz, że ktoś stworzył coś, z czego ty byłbyś tak dumny, że ugryzłbyś własny tyłek ze szczęścia (i dla poprawki wylizał), a mimo to nie odnosi piorunującego sukcesu. Ale w pewnym stopniu sam jest sobie winny. Nawet stronę internetową ma paskudną. Żal ściska dupę jak teściowa portfel, kropka, amen. <br />
<br />
Ogólnie rzecz biorąc: wszystko to jest jakieś popaprane. <br />
<br />
Znów przystanek tramwajowy, znów zajęcia, które miały wyciskać z twojego mózgu poty, stymulować twój intelekt, a okazują się stratą czasu i czczą paplaniną. Znów kobieta prowadząca pijanego mężczyznę, co chwila zbierająca do siatki nawet najmniejsze pety, kolejną odmianę cywilizacyjnych omułków. <br />
<br />
Jesień pełną gębą, złote liście spadają z drzew, dzieci zbierają liście na w-f*. <br />
<br />
<img height="369" src="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/Anu%C5%9B.jpg" width="640" />Pozostaje setny raz odsłuchać "Nightcall" albo "A real hero" z "Drive'a" (jakimś zrządzeniem losu piszę dziś o niedocenionych wytworach czyjejś wyobraźni) i znów czuć się tak jak wtedy, na sali kinowej, gdzie w mroku usta siedzącej obok dziewczyny były jedną z największych zagadek; zagadek z gatunku tych, których człowiek nie pragnie rozwiązać, lecz rozwiązywać. <br />
<br />
Tymczasem… <br />
<br />
Moja Ania zdaje prawo jazdy. Kolejna laureatka Horyzontów Wyobraźni pojawiła się w respektowanej prasie fantastycznej (Anna Dominiczak – "Korale" w aktualnym numerze Nowej Fantastyki. Nie czytałem jeszcze, więc: nie zawiedź mnie, Autorko!). Zbliżają się pierwsze egzaminy. Na księgarskich półkach jawi się "Dallas '63" (więc wiedzcie, że z moim portfelem jeszcze się nic nie dzieje, ale na pewno się stanie), Śmigiel założył wydawnictwo (coraz bardziej podziwiam tego wrocławskiego cholernika), IO Interactice pozbawiło Hitmana głosu Davida Batesona i przygrywek Kyda (może powstanie mod pozwalający zabić osoby odpowiedzialne za ten absurd?), Hobbit się nagrywa, liście spadają z drzew, coraz-bliżej-święta-coraz-bliżej-święta (ale i tak Pepsi smakuje jakoś lepiej), więc tylko czekać na trailery Bożego Nardzenia w postaci choinek w supermarketach. <br />
<br />
<b>A listopad, skurwysyn jeden, jak sobie mijał – tak i mija.</b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-32373015148239294722012-02-07T13:14:00.000-08:002012-02-07T13:14:31.489-08:00TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (2) - W CUDA TO JA...<div style="text-align: justify;"><b>…nie powiem co, bo to i tak bez znaczenia. </b><br />
<blockquote><b>Cud – zjawisko paranormalne lub potencjalne zdarzenie z różnych przyczyn nieposiadające wiarygodnego, naukowego wytłumaczenia, w kontekście religijnym przypisywane interwencji istot nadprzyrodzonych lub nadprzyrodzonej mocy. </b></blockquote>Pojęcie cudu na zawsze zostało przykute do obrazów takich jak przywrócenie wzroku ślepcowi, zamienienie wody w wino lub nauczenie prezydenta poprawnej polszczyzny. A ja nie chcę takich cudów. Na co komu one? Człowiek widzi dziś tyle dziwów w kinie i telewizji (albo w lustrze po zażyciu LSD), że pewnie i tak by pomyślał, że to kolejny pokaz, jakiś chwyt marketingowy. Pojawił się znikąd? Pewno testują rzutnik hologramów. Tamto, to była reakcja chemiczna, a o tym to ja gdzieś czytałem. Czysta fizyka, proszę państwa. Cud, że w to uwierzyliście. Wszystko sobie potrafimy wytłumaczyć, racjonalnie zaszufladkować, odstawić na półkę – damy głowę – w odpowiednim miejscu. Im mniej wiemy, tym bardziej chcemy publicznie udowodnić, jak wiemy dużo. Dlatego ja nie chcę takich cudów. Coś, czego człowiek nie potrafi nazwać – nie istnieje. Coś, co nazywa inaczej niż powinien – wręcz automatycznie staje się inne, a reszta dorabia sobie historie, tworząc w ten sposób misternie utkaną sieć kłamstw. <br />
<br />
Ja chcę małych cudów, czegoś, co przynajmniej da się ogarnąć tym małym, gównianym zlepkiem tkanek, który hucznie nazywamy mózgiem, a w przypływie wiary w świat abstrakcji: umysłem. Jaźnią. Świadomością i podświadomością. Swoją drogą: nawet to byśmy sprzedali na allegro, gdyby tylko była taka możliwość. I może nawet bym się skusił, bo życie maszyny czasem zdaje się być kuszące. W sumie dwóch liczb naturalnych widoczny jest tylko wynik. Żadnego zastanawiania się nad tym, czy "5" wygląda dobrze, zwłaszcza dwa egzemplarze obok siebie. Tak, brzmi jak pieprzenie. Ale ilu z nas odpięłoby się na chwilę od gniazdka, gdyby można było to zrobić bez jakichkolwiek konsekwencji? I do tego z możliwością ponownego podpięcia, o ile wciąż tego byśmy pragnęli… <br />
<br />
Tak naprawdę cud to rzecz tak codzienna i przeciętna, że nie sposób go zauważyć jak powietrza, którym oddychamy. Przykłady? Zmiany zachodzące w ludziach, w ich emocjonalności. Wyobraźcie sobie człowieka zadeklarowanego w czymś, wręcz zabetonowanego w swoich poglądach. Nagle pewnego dnia zmienia zdanie. Robi coś inaczej. Pod wpływem impulsu staje się lepszy. Skamieniałe serce pęka i topi się. Gaśnie chęć zysku, nadchodzi pragnienie obdarowywania innych. Wiecznie wredny i chamski sąsiad, który nigdy się do nas nie odzywał, zaczepia nas na ulicy i po dwudziestu latach pindolenia za naszymi plecami i dogryzania, szczerze życzy wesołych świąt. Albo pyta o zdrowie. Obrażony ojciec przyjeżdża do wnuków i już w drzwiach ma łzy w oczach, ten człowiek, który nigdy nie przyznawał się do błędów nagle wygląda jak chodzący, zawieszony na kościach błąd. Facet chodzący o kulach w końcu nie wytrzymuje i chce z nami porozmawiać. Nagle ta mara, którą mijaliśmy codziennie pod blokiem ma pełną smutku głębię w oczach i naprawdę uroczy uśmiech, "skąd on się wziął?", pytamy. To cud, że chce z nami rozmawiać. To cud, że nie czujemy odrazy, nie chcemy się odsunąć od tego skoszonego altety-z-przymusu z nierównymi nogami. <br />
<br />
Tak jak inne, przeciętne i wpisane w codzienność rzeczy cuda giną pośród nieistotnych faktów, godzin zmarnowanych na bezsensowne zajęcia i tym podobnych bzdur. Inaczej byśmy je zauważali, prawda? <br />
<br />
To drugi raz, gdy męczę klawiaturę pod szydlem "Tak bardziej prywatnie" i znów mam wrażenie, że jest to pisanie dla samego pisania, w końcu siadam przed ekranem bez żadnego konkretnego zamiaru. Pisząc, zahaczam o najróżniejsze myśli i skojarzenia, w końcu cała ta pisanina to taki emocjonalny odpowiednik defragmentacji dysku twardego, takie wyrzucenie z siebie tego, co akurat próbuje się wykluć człowiekowi z czaszki. Ot, zlepiony z marzeń, snów i strachów alien, jedno wielkie pieprzenie, bo jak inaczej moglibyśmy określić to, co czujemy w danej chwili? <br />
<br />
Ten cały zbiór emocji i myśli, ten cały bajzel, o którym nieraz rozmawiamy z drugim człowiekiem w następujący sposób: </div><div style="text-align: justify;"><br />
- Znów milczysz. O czym tak myślisz? <br />
<br />
- O niczym konkretnym. Tak ogólnie. <br />
<br />
Ironia życia polega właśnie na tym, że o tym cholernym niczym konkretnym można by pisać lub opowiadać całymi godzinami, a i tak to, co komuś przedstawimy, nie będzie żadną otwartą i zamkniętą historią, li jedynie ułamkiem wstępu, echem legendy. Czymś, co nawet nie daje nadziei na to, że usłyszymy resztę. <br />
<br />
Gdyby spojrzeć z punktu widzenia matematyki na pojęcie cudu, doszłoby do wielu spekulacji i kłótni. Osobiście widzę uczonych dzielących się na dwa obozy. Jedni twierdzą, że cud to taki wynik obliczeń, który nie powinien mieć miejsca, a jednak miał. Inni, którym, wbrew pozorom, może być bliżej do nieco zaślepionych racjonalistów, powiedzieliby, że jeżeli równanie prawdopodobieństwa dało wynik, na który szanse były po prostu znikome: mamy już do czynienia z cudem. Pierwsi mieli by problem, bo nie mogliby odszukać drogi do wyniku, który nie mógł zajść. Drudzy spłyciliby pojęcie, w końcu wynik, na które są małe szanse, to jest wciąż możliwy, a więc logiczny i zgodny z racjonalnym punktem widzenia. <br />
<br />
Ciekawe, za co jedni i drudzy uznaliby wrednego sąsiada, który nagle stał się miły? Czy była na to choćby mała szansa? A może wynik był zależny od tak wielu składowych, że ich mnogość niebezpiecznie zbliżyłaby go do absurdu, wypchnęła poza granice możliwości? Sąsiad zachował się nielogicznie? Kierujący nim impuls to jakieś skomplikowane zjawisko społeczne? Jedni krzyczą "mnogość składowych nie wyklucza racjonalności", inni "to nie możliwe do obliczenia i omówienia". I, zapewne, wszyscy mają rację. <br />
<br />
Zwłaszcza ci, którzy mylą się w oczach tych będących bliżej prawdy. <br />
<br />
W końcu ktoś zauważyłby, że takich "cudów" dzieje się tak wiele, że… to zbyt masowe zjawisko, zbyt spopularyzowany proces. I padłby słowa "cud, według terminu, to coś rzadkiego". I chyba to też byłaby prawda. Wszystkie wina w Biedronce były kiedyś wodą. Pan za kasą ma stygmaty wypalone papierosami. I tak dalej. <br />
<br />
W końcu, jak mówił tytuł pewnego polskiego filmu, "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". <br />
<br />
Gdyby tak jeszcze wisieć na swoim krzyżu z godnością (lub na niewidzialnym, ateistycznym stryczku lub czymkolwiek innym, nie wiem, co ateiści dźwigają całe życie, do czego potrafią być przytwierdzeni), słyszeć, do do nas mówią tam, na dole… Słyszeć to, co my PRAGNIEMY powiedzieć. <br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">Największe cuda powstają w największej ciszy. </blockquote><br />
<div style="text-align: right;"><b>Wilhelm Raabe, pseud. Jakob Corvinus </b></div><br />
I kto z was jest w stanie podjąć ukryte wezwanie? Kto odważy się wyłączyć radio, telewizor, wieżę, schować do szuflady odtwarzacz mp3, wyłączyć komórkę, zasłonić szczelnie okna i, jeśli ktoś w ogóle to potrafi, "odpiąć od gniazdka" umysł? <br />
<br />
Kto z Was odważy się byś głuchym, a może nawet ślepym, bo często oczy "słyszą" jeszcze więcej niż uszy? <br />
<br />
Nikt? <br />
<br />
<b>Nie… nie, chyba się PRZESŁYSZAŁEM.</b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-4325307692752734862012-02-07T13:11:00.000-08:002012-02-07T13:11:52.777-08:00TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (1) - CO W KIM SIEDZI?<div style="text-align: justify;">Nigdy nie rozumiałem idei prowadzenia blogów czy to stron w celu tworzenia dzienników, swoistych elektronicznych zeszytów z przemyśleniami, cyfrowych pralni brudów, linijek wzdychaczy, rzygaczy i narzekaczy. Człowiek od razu myśli sobie (jak to przystało na cywilizowane nie-wiadomo-co), że to takie zwracanie na siebie uwagi, wychodzenie do szerszej publiczności ze swoim JA ubranym w słowa i zachęcanie w domyśle: pochylcie się nade mną, zobaczcie, jakie mam bogate wnętrze! Ile to się we mnie dzieje! Sztorm stulecia! A że bywam często ofiarą ironii losu, toteż nieraz już odczuwałem właśnie ochotę wciśnięcia w klawiaturę tych rzeczy, co to w człowieku narastają jak wrzód, pęcznieją, czerwienią się dookoła, aż wreszcie skóra pęka i na zewnątrz tryska jad czy jakaś tam inna melancholia i wzruszenie. Często zaglądam na stronę Orbitowskiego i zawsze doznaję zachwytu, z którego powodu sam się przed sobą wstydzę. Oto gość, który potrafi tak opisać najzwyklejsze, ludzkie wkurwienie i poranne wstawanie z łóżka, że masz ochotę iść po popcorn i colę, żeby tak na sucho nie klikać kolejnych wpisów; i kolejnych, i znów przewijać, i czytać jak gość narzeka, jak jemu jest źle, jak ryjowato, jak to on nie może zrozumieć siebie i tego beznadziejnie natchnionego nadzieją świata… Bo taki właśnie ten świat jest dla mnie, o tej i o tej godzinie, gdy krzywię się do ekranu monitora. Beznadziejnie natchniony nadzieją. I, jak dla mnie, najbardziej tą nadzieją pachną noce, zwłaszcza bezsenne. Wprawdzie dobro to światło, każda biblia o tym mówi, ale ciemność ma w sobie coś kojącego. W końcu plakaty na ścianach przestają przykuwać uwagę, z bliska nie widzisz tytułów swoich ukochanych książek ustawionych na półce, a pod biurkiem, przy którym ledwo się mieścisz za dnia, nagle zionie niezmierzona przepaść; przewrócenie się z boku na bok w rozgrzanej pościeli sprawia wrażenie, jakbyś był olbrzymem na błękitno-szarej pustyni. Syzyf szukający sensu życia w swoich włosach, gdy mierzwi je dłońmi, gdzieś pod poduszką albo w suficie, który akurat przeciął sztych światła zza okna. Dzień zawsze przypomina wypłynięcie na powierzchnię, opuszczenie głębiny, w której tak mało rzeczy dostrzegałeś, że łudziłeś się o istnieniu suchego lądu tam, na górze, czegoś, do czego może da się dopłynąć. <br />
<br />
Oczywiście z tym lądem to gówno prawda. <br />
<br />
Kiedyś budziłem się i żałowałem, że do tego doszło. Do smutku i bólu można się przyzwyczaić, ale poczucie porażki (dlaczego wciąż żyję?) zawsze smakuje jak coś nowego. Chyba na tym polega piekło tu, na ziemi. Teraz budzę się i odczuwam mieszankę strachu i nadziei. Co zabawniejsze, nadzieja potrafi być bardziej przytłaczająca niż jej brak. Nagle człowiek przypomina sobie, że istnieje. Że to istnienie ma cel. Ciężko jest żyć ze świadomością celowości swojego istnienia w świecie, w którym idąc wieczorem z kumplem na bezcelowy spacer, mijasz obłąkane kobiety na rowerach, a w wyludnionych sklepach pracowników stających po trzech między regałami, ot żywe ściany z bezosobowego mięsa uwieszonego na stelażach z kości, białka ich oczu nagle przyglądające się po kolei Twoim butom, spodniom, koszuli, fryzurze. Te ich pytające spojrzenia wyłapujące szczegóły. Ta zmęczona wrogość, ta pretensja tylko o to, że możesz iść tam, gdzie chcesz, bo nie harujesz TUTAJ od rana do wieczora. Ci durnie myślą, że jesteś wolny, co za bzdura, co za pieprzenie. Gdybyś był wolny, to nie szlajałbyś się bez celu, frajerze; wędrowanie od punktu do punktu dla uspokojenia myśli, odetchnięcia z ulgą i "pozbierania się do kupy" (proces, który nigdy nie jest doprowadzony do finału) to tylko krótka wyjściówka z więzienia, jakim właśnie jest życie. Nawet nie wiadomo, czym jest samo życie. Skąd my, samobójcy z urodzenia codziennie wdychający kolejną dawkę tlenu zbliżającą nas do dnia, gdy lakierki na naszych stopach będą sztuczne i wypchane styropianem, mamy wiedzieć, czym jest życie? Zwłaszcza, że o wiele bardziej fascynuje nas śmierć i okoliczności, w jakich do niej dochodzi? Kolejny tir staranował osobówkę pod Ciechocinkiem, kolejny szaleniec rozstrzelał dzieciaki w szkole, matka wrzuciła noworodka do śmietnika, inna konserwowała swoje maluchy jak ogórki, taki mały rodzinny cmentarzyk w piwnicy pomiędzy zmywarką i pralką. I kogo obchodzi życie? Nie ma czasu na zastanowienie nad życiem, bo człowiek boi się śmierci, której nikt nie nazywa brakiem życia – wybaczcie, ale jakoś nie miałem przyjemności usłyszeć podobnego zamiennika na ulicy czy też w tym szklanym wariatkowie powszechnie nazywanym telewizją. Zapewne dzisiejszej nocy prawie, prawiuteńko znajdę odpowiedzi na te pytania i ucieszę się, nie słysząc ich, ale wierząc, że usłyszeć zdecydowanie mógłbym. <br />
<br />
To właśnie ta cholerna nadzieja. <br />
</div><div style="text-align: justify;">Najprościej jest zrozumieć złożoność samego siebie wtedy, gdy próbuje się zajrzeć do serca i umysłu drugiego człowieka. Tak naprawdę non stop to robimy, choćby wtedy, gdy zastanawiamy się, czy pani przy kasie nie orżnęła nas na dwa złocisze. Albo wtedy, gdy przyjaciółka opowiedziała nam o tym, jak to widziała naszego chłopaka z kimś tam gdzieś tam. Albo gdy rodzona matka stara nam się coś wyperswadować. Bez przerwy badamy spojrzenia, gesty i słowa, z czego te ostatnie są najgorsze, bo w szarym, codziennym życiu przypominają ochłapy rzucone pod stół. Powitania bez uśmiechu, podziękowania złożone dla zasady, przeprosiny niczym nie różniące się od czyjegoś westchnięcia. Usilne wyznania miłości, wielkie poematy na temat tęsknoty, cytaty tuwimowych, oczytanych faj, dedykacje i oklaski dla zabicia czasu. Czasem myślę, że byśmy oszaleli w tłumie, gdyby nagle każdy ściągnął maskę ze wstydu i uprzedzeń. Czy świat aby na pewno byłby lepszy, gdyby każdy mówił prawdę na temat tego co myśli i czuje? Mniej czy więcej wojen? I czy wtedy byłaby potrzebna nadzieja? W końcu każda nadzieja wiąże się z objawieniem jakiejś prawdy… Prawda totalnie powszechna zabiłaby pojęcie siebie samej, w efekcie kłamstwo też przestałoby istnieć. <br />
<br />
<b>A może mielibyśmy nadzieję na to, że, daj Boże, znów zaczniemy kłamać? I jaka to byłaby prawda o nas, o ironio? </b></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-5019349881581848506.post-79911206635750337692012-02-07T13:09:00.000-08:002012-02-07T13:09:00.034-08:00RAPIEREM W ŁEB: MAGICZNE OKULARY<div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><a href="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/ONI%601%284%29.jpeg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/ONI%601%284%29.jpeg" /></a><a href="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/ONI2.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="194" src="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/ONI2.jpg" width="320" /></a>Żeby zdać sobie sprawę z bezsensowności wielu rzeczy, trzeba wylądować pod mostem. Dopiero, gdy jedzenie i suche, ciepłe miejsce stają się wartościami najwyższymi, uśpiony, pierwotny instynkt znów się odzywa. Nie martwi zbyt słaby błysk butów lub źle uczesane włosy, martwią za to i przerażają wiatr, mróz i bezpańskie psy. <br />
Perspektywa to kwestia tak, a nie inaczej określonego istnienia. <br />
<br />
Nagle billboardy tracą barwy i porastają mchem, drogi nienaturalnie się wydłużają, stacje metra przypominają pradawne jaskinie a bloki, wieżowce, Przybosiowe Gmachy – zbite ciasno, groteskowe baobaby, gigantyczne, puste wewnątrz drzewa. Metaforyczna dżungla miasta staje się dżunglą dosłowną, zupełnie, jakby taki menel z racji swojego menelstwa zyskał okulary rodem z „Oni żyją” Carpentera. Efekt jest nawet zabawniejszy, bo ludzie, których do tej pory widział, nie przepoczwarzyli się, nie spotworniali. Oni – nareszcie dostrzeżeni przez niego takimi, jakimi są – po prostu zupełnie zniknęli. <br />
<br />
I nie mówię teraz o narkotycznej wizji, lecz o będącej nią rzeczywistości. Terminologicznej, esencjonalnej rzeczywistości, którą na co dzień dotykamy tak, jak w ciemnościach nieświadomie zahacza się ramionami i butami o pajęczynę. Przykro mi, ale tak właśnie jest. W końcu rzeczywistością przejmujemy się najmniej, prawda? Teraz także nie żartuję, mimo tego, że niektórzy wyrywają się i chcą mi przypomnieć, że przecież żyjemy w czasach, w których rzeczywistość osacza nas bez naszej woli jakby podwójną, wzmocnioną warstwą niczym gigantyczna, szklana, powiększająca wszystko matrioszka. Żyjemy w czaszach, w których nie da się nie widzieć o ludzkim cierpieniu, bo radio, Internet i telewizja bez przerwy informują nas o kolejnych tragediach, poczynając od wypadków samochodowych na drogach, których, co jest możliwe, nigdy nie ujrzymy na oczy, na masowych zagładach kończąc. Bach! Aż czaszka drży o natłoku informacji, a świadomość nie jest w stanie wytrzymać… Przynajmniej tak się mówi. Jest tylko jednej problem. <br />
<br />
Jaka świadomość, do ciężkiej cholery? <br />
<br />
Jak wspomniałem, drogi wydłużają się dzięki magicznym, menelskim okularom do tego stopnia, że mierzenie ich wzrokiem wywołuje skurcz serca i dziwne uczucie, jakby człowiek tracił na wzroście i szerokości, coraz bardziej przypominając pyłek niesiony przez wiatr. Ba. W rzeczywistości wiatr to pojedyncza myśl, a nawet strumień świadomości, który ów pyłek poniesie, gdzie mu się żywnie podoba! Uniesioną dłonią pozwolę sobie urwać wasze pytania o to, czy się naćpałem. Nie widzę lewitujących siusiaków i różowych słoni za oknem, ja z tym wszystkim wychodzę do was jak najbardziej na serio. Z całą odpowiedzialnością, o której pojęciu też kiedyś chyba wspomnę.<br />
<br />
Czemu wypaliłem z tym menelem? <br />
<br />
Zrobiłem to, ponieważ, najprościej rzecz ujmując, trzeba być zapomnianym i mieć wszystko głęboko gdzieś, aby móc dostrzec większość rzeczy takimi, jakimi są. Przykłady? Premiery w kinie. Kolejny horror, kolejna komedia romantyczna. Menela to nie obchodzi. Pewnikiem nie pamięta nazw kanałów telewizyjnych, które wielu z was jest w stanie wymienić bez problemu. Że już o serialach, trendach reklamowych i programach informacyjnych nie wspomnę. Podejdźcie do menela i powiedzcie mu, że pod Ciechocinkiem tir zderzył się z osobówką. Dam głowę, że gość jedynie wzruszy ramionami albo zrobi głupią minę. Zdarzyło się. Kolejny wynik prawdopodobieństwa uzyskany przez machinę rzeczywistości, ot co. Menel tego tak nie ujmie, nie jest świadom swojej świadomości (dobry Boże, naprawdę to napisałem), aczkolwiek widzi rzecz tak, jak trzeba. A jak te wszystkie rzeczy mają się do rzeczywistości? <br />
<br />
W natłoku informacji potrafimy jedynie je magazynować i szufladkować, ale już badać ich naturę – nie. O ile film w kinie to jeszcze nie problem społeczny, o tyle patologiczne rodziny – o których bądź co bądź non stop opowiada nam choćby telewizja – jak najbardziej nim są. Niektórzy z was mogą mieć właśnie w tym momencie wrażenie, że zaprzeczam samemu sobie. Z jednej strony coraz bardziej chwalę postawę kogoś, kto na niejedną ważną dla nas rzecz zareaguje jedynie zmianą wyrazu twarzy, z drugiej krytykuję dzisiejszy model myślenia, który jak najbardziej do takiego neutralnego krzywienia się można przecież porównać. Już wyjaśniam. <br />
<br />
Menel to tylko przykład wyzwolenia się z więzienia informacji. Każdy menel myśli inaczej, bo każdy menel jest człowiekiem. Wzruszenie ramionami nie jest rozpatrywaniem źródła jakiegoś problemu. Grzebanie w śmietnikach i spacerowanie ulicami nie jest zaś formą medytacji, dzięki której można dosięgnąć prawdziwej rzeczywistości, świadomie zerwać pajęczyny i zobaczyć rzeczy, które całymi dziesiątkami lat obrastały w nie w naszym bezdennym umyśle. <br />
<br />
A perspektywa – to kwestia istnienia. <br />
<br />
I tu was mam. Z naszej perspektywy menel to człowiek oderwany od rzeczywistości, pozbawiony środków do życia, brudny, śmierdzący cwel. Przez to, że nie potrafił analizować zachodzących wokół zjawisk, nie umiał stwierdzić, przykładowo, że jeśli dalej będzie zaniedbywał edukację, to potem nie znajdzie pracy, a w efekcie wyląduje pod słynnym mostem. To wszystko fakty, oczywiście. Czy jednak to wystarcza, by w jego wypadku zanegować istnienie czegoś takiego jak racjonalizm? Natura jest na tyle przewrotna, że niektóre rzeczy menel może widzieć lepiej niż my. Można to porównać do ślepca, u którego zmobilizowany organizm wykształcił lepszy słuch i poczucie przestrzeni. Ślepiec nie powie wam, że ten budynek jest czerwony, ale stojąc u jego drzwi usłyszy trzask okiennic na drugim końcu ulicy albo wyłowi skomlenie psa z samochodowego wizgu. <br />
<br />
I żeby móc stwierdzić, że wcale nie pieprzę trzy po trzy, marnując cenny papier, porównajcie teraz skomlenie psa do prawdziwych odczuć takich jak samotność, beznadziejność, melancholia lub potrzeba miłości. Uwaga. Poprzez „prawdziwe odczucia” rozumiem emocje, które umiemy trzeźwo nazwać i określić przed samym sobą, a nie jedynie biernie być pod ich wpływem. <br />
<br />
Barwa domu zaś to tragedie w telewizji, premiery nowych seriali i filmów kinowych, wymienianie sobie, co jeszcze jest do zrobienia, zobaczenia, zjedzenia, może i wyrzygania. Większość ludzi zaś wyparowała, ponieważ tak naprawdę są widmami, które posilają się właśnie pulpą informacji.<br />
<br />
Widzimy ich w tym momencie takimi, jakimi są. <br />
<br />
A są tacy, jakby ich nie było. <br />
<br />
Nagle można stwierdzić że agent Smith z „Matrixa” braci Wachowskich to nie tylko kolejny antagonista dla bohatera, któremu z zasady mamy kibicować, lecz przejaskrawiony pierwowzór nas samych. Może nawet nie przejaskrawiony, tylko po prostu ukazany w momencie, gdy przeszedł obróbkę ostateczną, a wielka taśma produkcyjna wypluła go do kontenera nieszczęsnej rzeczywistości, o której dziś tak niezręcznie mówię. <br />
<br />
Rzeczywistość, posłuchajcie, jak dziwnie brzmi to słowo! Nawet tak elementarny wyraz ma dziś dla nas zabarwienie abstrakcyjne, śmierdzi intelektualną dewocją. <br />
<br />
A dlaczego drogi się wydłużały a gmachy zamieniały w baobaby w mojej wizji? <br />
<img src="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/ciemno%C5%9B%C4%87.jpg" />Zastanówcie się, co dzieje się w metropoliach nagle pozbawionych prądu, Internetu. Zastanówcie się, jakie to uczucie nagle nie mieć zasięgu w komórce w środku lasu. Rzeczy z pozoru prozaiczne takie jak światło w żarówce, odebrane nam, nagle wywołują panikę i poczucie beznadziejności. Jesteśmy dziećmi, którym ktoś wmówił, że wszystko dookoła to nasze podwórko, zaś gdy tracimy media lub choćby energię elektryczną, dzieje się rzecz straszna. Dzieci o zmroku wybiegają na podwórze i zdają sobie sprawę, że od progu drzwi do najbliższego drzewa jest piętnaście kroków. Piętnaście kroków! Wnioskują, że do miejsca aktualnie stanowiącego horyzont jest ich jeszcze więcej. Panikują, bo niedobrze jest im z tą świadomością. <br />
<br />
Świadomość to niewygodna rzecz, coś jak za mały garnitur przypominający nam o tym, że mamy kończyny i tułów. <br />
<br />
Między innymi media skutecznie z nas ów garnitur ściągają i puszczają golusieńkich w gąszcz informacji, których nawet nie potrafimy określić jako prawdziwe bądź fikcyjne, bo prawda i fałsz były w kieszeni marynarki, a nasza marynarka przecież… gdzieś się podziała i… jejku, spodnie również… <br />
<br />
Zagubienie. <br />
<br />
Nie zwracamy nań już uwagi tak jak na oddychanie. I nie tylko na nie. Można do zestawu dorzucić również poczucie beznadziejności i przeciętności, które – ha, znów paradoksalnie! – zasiewają w nas między innymi programy takie jak „Mam talent” (o tym za moment, bez krzyków, kochani), polskie szkolnictwo (zawsze muszę się przeżegnać, gdy piszę te słowa), media i czasem również my sami. Czemu piję do takiego „Mam talent”? Program całkiem zabawny, sam go śledziłem z uwagą, więc w czym problem? <br />
<br />
Problem polega na tym, że każdy śpiewający pięciolatek jest tam ogłaszany przyszłym geniuszem sceny. Problem polega na tym, że tego typu programy nagłaśniają talenty i umiejętności, której najlepiej, najwygodniej jest pokazać w telewizji – taniec, śpiew, magiczne sztuczki i tym podobne. Rzeczy przebiegające w mniej widowiskowy sposób są doceniane na początku a potem i tak muszą wylecieć. Wzdychamy do kolejnych nastolatek o anielskich głosach, zastanawiamy się, jakim cudem facet połknął szafę, wyobrażamy sobie, jak by to było umieć żonglować naszą dziewczyną tak, żeby jej nie połamać… Jednocześnie szufladkujemy podobne obrazki jako rzeczy, które wzbudzają rozgłos. Rzeczy opłacalne, rzeczy cudowne, och, właśnie dostrzegliśmy magię w tym szarym świecie! Niestety nigdy jej nie odczujemy, bo raczej nie weźmiemy udziału w podobnym konkursie. Nie nasza bajka. W ogóle nie jesteśmy w bajce. <br />
<br />
Największą porażką współczesnego człowieka nie są jego niepowodzenia i upadki, lecz uparte twierdzenie, że owe niepowodzenia i upadki były, są i będą nieuniknione. </div><div style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: justify;"><a href="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/telewizor.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://powiadaja-ze.cba.pl/wp-content/uploads/telewizor.jpg" width="278" /></a>Mamy pracę, szkołę i telewizor, z pomocą którego – dzięki ci, Boże! – wieczorami możemy karmić się kolejnymi cudami, znów przypominać sobie, że jednak istnieje jakaś magia na tej planecie. I chcemy to robić mimo wewnętrznego przeświadczenia, że takiej magii nigdy nie dostąpimy. Myślicie, że media nie znają naszych najgłębszych potrzeb? Potrzeb, o których mówi niejedna filozofia, religia? Oczywiście, że znają, nawet pragną je zaspokajać na własny sposób. <br />
<br />
Tymczasem my jesteśmy pewni, ze ostatkiem sił brniemy wpław przez bajora gówna i szlamu w stronę rajskich ekranów, Bożych odbiorników, które nas rozbawią, pozwolą zapomnieć. Łapczywie łykamy wszystko, co dostaniemy. Tokszołową i estradową Magię, aby odczuć radość. Przerażające Informacje, aby powiedzieć sobie, jacy to jesteśmy wrażliwi, to nami wstrząsa, to nas dotyka. Jednym susem w prawdziwe gówno niby dostępujemy, za co damy ściąć sobie głowę, azylu. <br />
<br />
Mimo tego, jak wiele dowiadujemy się każdego dnia o otaczającym nas świecie, postradalibyśmy zmysły, gdyby w tym momencie pokazano nam, jak naprawdę wygląda ten świat, jakimi prawami się rządzi i – co byłoby najbardziej przerażające – jaką zajmujemy w nim przestrzeń. Nasza w pełni określona lokacja wywołałaby szok. Tutaj nawet nie ma mowy o miejscu w konkretnym rzędzie, bo aby rzędy istniały, musi być grunt, który je utrzymuje. A co niby ma być tym gruntem? Płaszczyzna informacji, po której się poruszamy? <br />
<br />
Dziesięć kroków do drzewa, kochani. A horyzont ledwo widać w mroku. <br />
<br />
Wspomniane zagubienie odbija się jednak na nas na tyle, by wywołać w podświadomości chęć nazwania się i właśnie określenia w czymś, co uznajemy za rzeczywistość. W tym momencie na scenę wchodzą portale społecznościowe, które właśnie po to zostały stworzone, by szufladkować nas w gąszczu informacji, wręcz uczynić nas jedną z nich. Obraz z twarzą, tabela z danymi o pracy, wykształceniu, zainteresowaniach na Facebooku. Nagle chcemy to wszystko określić, pokolorować i pokazać innym! Kiedyś ludzie nie potrzebowali rozgłaszać wszem i wobec, jakiego zespołu piosenek lubią słuchać, jaki jest ich ulubiony film bądź życiowe motto. Pasje i zainteresowania z założenia składają się przecież na prywatność, coś, co pozwala nam być sobą zwłaszcza w momentach, gdy możemy odpocząć od widowni wszelakiego rodzaju. <br />
<br />
Nagle istnieje jednak potrzeba rozprzestrzeniania prywatności, „zaistnienia”, zupełnie, jakby samo narodzenie się na tym świecie już nie zapewniało nam w pełni czegoś, co wyniośle nazywamy od czasu do czasu egzystencją. Neologizm taki jak Facebóg nabiera w tym momencie nowego znaczenia. <br />
<br />
Tymczasem krąg zamyka się. <br />
<br />
Natłok wielu zbędnych informacji osacza nas jak klosz i ów klosz nazywamy rzeczywistością. Zaś aby włączyć się w nią, musimy zostać jedną z informacji oraz je gromadzić. Do tego należy raz po raz określać się za pomocą nowych postów, linków, zdjęć (czasem identycznych i liczonych w dziesiątkach: ja na tle szafy, ja na tle komody, ja w ogródku, komentujcie!) i jest to zresztą naturalny odruch, bo wiemy przecież, że informacje wygasają i są zastępowane, a my rozpaczliwie nie chcemy wygasnąć.<br />
<br />
Niestety, przez magiczne okulary już ledwo nas widać. <br />
<br />
<br />
<div style="text-align: right;"><b>(pierwotnie ów tekst miał ukazać się w </b></div><div style="text-align: right;"><b>jednym z numerów DOZY, niestety czasopismo upadło)</b></div></div>Wojciechhttp://www.blogger.com/profile/07246182004606859339noreply@blogger.com0