środa, 11 lipca 2012

TAK BARDZIEJ PRYWATNIE (5) - CZAS

Tuż przed chwilą zastanawiałem się nad tym, po czym ludzie poznają upływ czasu. Mam na myśli 'poznanie' z gatunku tych przynoszących nagłe zaskoczenie. Raz, dwa, trzy, zauważasz ty! Najlepsza analogia, jaka przychodzi mi do głowy, to scenka, na której człowiek (ten uniwersalny model, którym może być kiedyś każdy z nas) pewno dnia nagle w zupełnie przypadkowy sposób (jakby jeszcze wczoraj było to nieprawdą) zauważa, że ma nadwagę. "Kiedy przytyłem? To niemożliwe!".

Nie wiem, dokąd dokładnie zabrnąłem tą analogią, ale przyjmijmy, że upływ czasu i pompowanie tłuszczem dupska to niezwykle podobne mechanizmy.

Jak to jest ze mną? Upływu czasu nie dostrzegam na razie w lustrze (może czasem stwierdzam, że moje zmęczenie wygląda inaczej niż kiedyś, jest mniej młodzieńcze, cokolwiek to znaczy), dostrzegam go za to w twarzy mojego Ojca. Wyraźniejsze niecki oczodołów, napuchnięte powieki, źrenice zadymione otępieniem, dziecinna powtarzalność, upartość, czasem - Mój Kochany Tato - nieporadność. Do tego wrażenie, że kurczy się (tylko policz nadmiar skóry, synu) i to dziwne uczucie, gdy naciąga na siebie spodnie, pochyla się, żeby zawiązać buty lub, słodki Jezu, zastyga w bezruchu, zamyślony, lekko zgarbiony, bardziej machnięty na płótnie po to, żeby ktoś naskrobał z tyłu na ramie "Słabość" niż rzeczywisty i namacalny.

Starość to takie przyzwyczajanie się do bycia przeźroczystym już za życia. 

Czasem, gdy na to patrzę, wije się jakiś oślizgły stawonóg w moim brzuchu, jest gdzieś tam w żołądku. Może ten stawonóg to Czas, który budzi się tak samo, jak nagle budzi się we mnie świadomość jego upływu. I powiem Wam, że ta maszkara składa chyba wtedy jaja, tak na przyszłość, a ja wiem, że w tych jajach jest jeszcze zapas goryczy. Nie wiem tylko, jaka dokładnie to gorycz. Pytam czasem siebie: zachoruje? Umrze szybciej niż mógłbym to przewidzieć? Ten pierwszy wieczór, gdy jego - Mojego Taty - nie będzie, a ja przysiądę i zacznę przypominać sobie każdy moment, w którym zachowałem się wobec niego jak skurwiel (a bywało różnie), spadnie na mnie z taką siłą, że dół będzie górą, a góra dołem? Czy to jest w tych jajach, Maszkaro, w takiej postaci wyklują się twoje bękarty, Czasie?

Jutro oficjalnie stuknie mi dwudziestka, a dopiero teraz - po latach! - zdałem sobie sprawę, że jednym z moich największych marzeń jest to dotyczące spokojnej (i wesołej) starości moich Rodziców. Starości, do której przemycę zapach niemowląt, ich pierwsze słowa i pierwsze świadome spojrzenia, te sztychy miękkiego światła, które wprawiają w osłupienie i podziw: ono na mnie patrzy. Marzę o przyjeżdżaniu do nich z żoną (Aniu, o Tobie mowa), przywożeniu dobrego jedzenia, sprzątaniu w domu i wokół niego, o udanym namawianiu ich na to, by jeszcze gdzieś się ruszyli, by siłowali się z tym cholernym życiem, które - co tu dużo mówić - drążyło ich niezwykle sumiennie, gmerało wewnątrz skalpelem, ucinało, odsysało, rezonowało cięższymi dniami aż w szpiku kości. Gdybyśmy byli maszynami, ich głowy czasem długo migotałby jak zepsute jarzeniówki.

I oto mój horror, mój koszmar: czasem, nocą, boję się, że czas właśnie na to mi nie pozwoli, że marzenie to jest jednocześnie marzeniem o ucieczce przed nieuchronnością.

Poznaję wtedy nowy rodzaj bezradności. Stwierdzam, że w najgorszych kanałach, w najbardziej rozrośniętej, zapyziałej i pełnej ciemnych zaułków metropolii nie zgubisz się tak, jak zgubić możesz się w upływie czasu. 

Czy to świadczy o tym, że czas mnie dopadł?

Wypiłem pierwszy kielich goryczy i w efekcie zauważyłem, ile ich jeszcze może stać na stole? Trucizna wyostrzająca percepcję? Na pewno dopadnie mnie jutro, w ten niezwykły dzień zdmuchiwania świeczek, dzień (podobno) pełen radości.

Pytanie tylko: kiedy zrobi to kolejny raz?

1 komentarz:

  1. Ponure jak diabli... i jak diabli celne. To najinteligentniejszy i najszczerszy blogowy wpis, jaki przeczytałem od bardzo, bardzo dawna.

    OdpowiedzUsuń